Kto lubi krytykę, ręka do góry! Ja nie lubię i śmiem twierdzić, że nikt za nią nie przepada. Posunę się jednak dalej - uważam, że nie ma tzw. konstruktywnej krytyki.
Jeśli choć raz zastanawiałeś się i chciałeś otworzyć buzię, by powiedzieć "żyjemy w czasach hejterów" i że "w naszych czasach trudno o konstruktywną krytykę", przestrzegam Cię przed tym, co za chwilę przeczytasz. Może Cię te kilka słów zaboleć, więc dla własnego dobra - nie czytaj dalej.
Jednak chcesz? Dobrze, ale żeby nie było, że nie ostrzegałem.
Dlaczego krytyka boli?
Krytyka boli, bo dotyka naszych najczulszych punktów. Jeśli uważasz się za kogoś odpornego na krytykę, wyprowadzam Cię z błędu - oszukujesz siebie. Masz słabości, a oceny bolą Cię tym bardziej, im mocniej chcesz je ukryć. Bo czy to nie jest taki nasz podstawowy mechanizm obronny? Chcemy być piękni, wspaniali, doskonali, odporni, silni, zdolni, niemożliwi. W dążeniu do absolutu zapominamy o podstawowej sprawie. Jesteśmy ludźmi i aby choć przez chwilę stawać się kimś lepszym wystarczy, że będziemy prawdziwi.
Maskowanie naszych wad i nieudolności ma krótkie nogi i jak każde kłamstwo - na dłuższym dystansie przegrywa bieg. Bo ukrywanie swojego dobrego samopoczucia przed zderzeniami z rzeczywistością jest słodkim, śmierdzącym komfortem, który powoduje wiotczenie mięśni umysłu, choroby ducha i w rezultacie prowadzi do dramatycznie niskiej kondycji psychiki człowieka. Troska o to, żeby zawsze było miło zwiastuje tragedię.
Wyobraź sobie, że taki skryty przed wszystkimi człowiek, oszukujący sam siebie, ma się zmierzyć z jakąkolwiek krytyką. Przecież już od początku nie ma szans i skazany jest na wybuchy agresji oraz traumy. Najsmutniejsze w całym zajściu jest to, że sam jest sobie winien. Nie ćwiczył i leniwie trwał w komforcie wiecznego dobrostanu, to w końcu nadszedł czas gorzkiej zapłaty. Krytyka nie przyjmuje gotówki, przelewów ani płatności kartą. Jej płaci się emocjami, a cenę ustalasz zawsze Ty, bo również Ty decydujesz o tym, czy krytyka jest konstruktywna.
To odbiorca krytyki czyni ją konstruktywną
Jeśli krytyka w jakikolwiek sposób Cię dotyka, to oznacza, że właśnie dowiedziałeś się, gdzie jest Twój czuły punkt. Przecież to logiczne! Gdyby Cię nie bolała, to przecież nie reagowałbyś aż tak emocjonalnie. Kiedy odczuwasz cierpienie zadawane przez krytykanta masz 2 wyjścia: podnieść gardę i zacząć się bronić, by po walce lizać celnie zadane rany lub wycofać się w siebie i przemyśleć, dlaczego zabolało, by wyciągnąć wnioski i dowiedzieć się więcej o sobie.
Nie muszę pisać, że większość z nas wybiera walkę, a później idzie opatrywać rany u przyjaciół, którzy przecież zawsze powinni w takich momentach wspierać i przywracać dobre samopoczucie. Niestety, to błędne koło, a przyjaciel, który "ratuje Cię" utwierdzając w fałszu, zdecydowanie nie jest godzien miana przyjaciela. Jeszcze gorzej będziesz się miał, gdy jesteś samotny, a z bliskimi nie zbudowałeś relacji opartej na prawdzie. Jak do nich pójść po pomoc? Nie ma szans, bo przecież oni myślą, że Ty zawsze sobie poradzisz, więc po co ich uświadamiać o Twoich ułomnościach.
"Ból, dół, dno, wodorosty. Nikt mnie nie rozumie. Wszyscy są źli. Świat jest do niczego." Tak się zazwyczaj kończy udział w walkach na krytykę. To ponadprzeciętnie wyczerpujący "sport".
"Konstruktywna krytyka", w powszechnie utrwalonym znaczeniu, została wymyślona, abyśmy sobie jakoś radzili z następstwami mówienia prawdy. Przyzwyczajeni do formy wyrazu, która przecież musi być piękna, miła i zjadliwa, zapominamy o treści, stanowiącej o esencji krytyki. Jesteśmy za delikatni i zawsze chcemy czuć się ze sobą dobrze. Zbyt zawsze i zbyt dobrze.
Jeśli integralność naszego poczucia rewelacyjności, zwłaszcza jeśli jej poziom jest bardzo niski, zostanie naruszona - gryziemy, bronimy się, atakujemy. Dopiero po wyczerpaniu emocji jesteśmy w stanie ocenić czy gra była warta świeczki. Po fakcie myślimy "O, kurczę! Przecież on miał rację, a ja się tak bez sensu zdenerwowałem!", ale żeby nadal chronić dobre samopoczucie, nie przepraszamy za swoje zachowanie. Nie dziękujemy też za szczerość, a w zamian zamykamy się w sobie uciekając tym samym przed ocaleniem siebie.
Co się stanie, jeśli zamiast walczyć - wycofamy się i spróbujemy zrozumieć dlaczego boli? Zacznie się proces czynienia krytyki konstruktywną. Zastanowisz się co CIEBIE tak bardzo zdenerwowało. Dojdziesz do tego, że TY masz z czymś problem. Uświadomisz sobie, że TY potrzebujesz się uporać ze SWOJĄ SŁABOŚCIĄ, a nie słowami czy ludźmi, którzy według Ciebie zadają Ci rany. Zaczniesz szukać rozwiązań, które z pomocą prawdy wyleczą Twoje niedoskonałości, bo tylko ona skutecznie unicestwia słabości.
To niewiarygodnie trudny proces, który prowadzi do realnej wolności. Twoje czułe punkty być może się nie zmienią, ale Ty się z nimi wreszcie zaprzyjaźnisz, a nawet je pokochasz. Mówi się czasem, że "w słabości siła". Często te słowa są źle rozumiane, ale to niczyja wina, bo według mnie prawidłowo powiedzenie powinno brzmieć "w walce ze słabościami siła". Nikogo nie dziwi, gdy kulturysta, który codziennie biega na siłownię i zdrowo się odżywia, ma wspaniałe mięśnie. Nikogo nie powinno dziwić, że codzienne zmaganie się ze swoimi niedoskonałościami w psychice i dostarczanie pozytywnych emocji-wzmocnień przez podyktowane dobrem działania, buduje u człowieka zdrowy, silny charakter. On nie będzie odporny na krytykę, ale stanie się gotowy ją przyjąć i jeszcze wyssać z niej wartości potrzebne do rozwoju, umacniania się i wzrastania. Mocne charaktery często oparte są właśnie na umiejętności recyklingu. Śmieszne, ale prawdziwe.
Choć to niełatwe - jestem żywym przykładem, że możliwe. Przede mną długa droga, ale aktualnie jestem szczęśliwy tą świadomością, która się we mnie ugruntowała i dlatego tak chętnie się nią dzielę. Inaczej nie miałbyś co czytać, a tymczasem przetrwałeś.
Gratulacje! Czyli do następnego?