Gdyby jeden z moich dwóch dziadków nadal żył, miałbym do niego bardzo dużo pytań. Uwielbiałem z nim rozmawiać, nawet gdy rozmowa przypominała bardziej monolog. Ja mówiłem, on słuchał. Dziś raczej zamienilibyśmy się rolami.
(wyobraźmy sobie, że jest listopad!)
Na fejsach gdzieniegdzie ląduje już "Last christmas" Wham, w marketach od dawna można kupić wymyślne znicze. Liść już opadł, listopad za pasem, czyli czas na kilka refleksji nastaje nieubłaganie. Jak co roku.
Zawsze wspominam w tym okresie mojego dziadka, zwanego przeze mnie żartobliwie Dżudżkiem. Nie ma go już kilkanaście lat i dopiero, gdy go zabrakło, zrozumiałem jak ważny był w moim życiu. Pomijam to, że od niego dostałem pierwszy rower czy to, że pomógł wyposażyć mnie w garnitur na maturę. Teraz tak bardzo chciałbym uszczknąć jego doświadczenia życiowego! Zawsze wzdychał i powtarzał: Widzisz, Damian, jak dobrze byłoby mieć te doświadczenia, co ja i na karku 20 lat. Ile by człowiek rzeczy inaczej zrobił!
Czy takie podejście pasuje do dzisiejszego "nie żałuję niczego, co zrobiłem"? Raczej nie, a wielu rzeczy należy żałować. Doświadczenia są ważne, a pojawiają się przecież jako konsekwencje decyzji. Trzeba by uściślić, że rzeczywiście nie ma co płakać nad doświadczeniami, ale wypada już pochylić się nad swoimi wyborami, które do nich doprowadziły. Bo chyba nie ze wszystkich można być dumnym (są ludzie, którzy nie popełniają błędów?).
Nieważne ile ma się lat?
Wmawia się nam, że trzeba być młodym za wszelką cenę. Peselu nie da się okłamać, ale siebie? Czemu nie. No i tak się okłamujemy, że nie liczą się lata, a młodość ducha. Tymczasem młodość ducha nie zawsze oznacza dojrzałość. Nikt nie mówił jednak, że by fajnie żyć, trzeba być dojrzałym, więc nie narzucajmy nikomu takiego sposobu myślenia. Za to chwalić się, że się jest mentalnym dzieckiem to już przesada. Miejsc, gdzie możemy sprzedać swoją fajność i duchową młodość jest bardzo wiele, zwłaszcza w sieci. Wystarczy mieć profile na fejsie, insta czy twitterze.
Na szczęście gdzieś tam obok tego chwalipięckiego zgiełku jest jeszcze zwykła rozmowa, twarzą w twarz.
Nie myślmy podobnie
Z wiekiem zmieniają się potrzeby i nie mam zamiaru generalizować jak to wygląda u wszystkich, bo po prostu nie wiem. Zauważam, że choć ciągle po 30-stce chcę konfrontować swoje zdanie z innymi i klepać, że moje najmojsze i najlepsze, to coraz mocniej doceniam różnice i odchodzę od bratania się z myślącymi podobnie. Od przynależności do grupy trzymającej władzę (bo największej) i poczucia komfortu oraz bezpieczeństwa, ważniejsze staje się co innego. Prozaiczna rzecz: mądrość.
Podobne wartości są spoko, ale dopiero rozmowa z osobą o zupełnie odmiennych pozwala zrozumieć dlaczego trzymamy się swoich. Trwanie w przyzwyczajeniu, bo zawsze tak było, mama kazała (czy jakieś inne absurdalne wytłumaczenie), pozbawia otwartości na zmiany i zamyka pole na jakiekolwiek refleksje. A wiadomo jak kończy się bezrefleksyjność. Bezmózgowiem.
Konkluzja: warto rozmawiać z ludźmi wartymi rozmowy.
Ze starszymi spokojniej
Szkoda czasu na bzdury, choć trzeba znaleźć przestrzeń i na nie. Mam wrażenie, że czynności wykonywane w ciągu dnia to w znakomitej większości drobnostki codzienności i gdzieś pośród nich umyka wiele ważniejszych momentów. Za mało jest rozmów, które zostają w głowie na dłużej, za mało słów, które mają znaczenie i uniwersalny sens. To jakby chodzić ciągle w spodniach z dziurawymi kieszeniami i zastanawiać się, czemu gubi się klucze albo pieniądze. Żyjemy za szybko, za wściekle.
I gdy dojdę już do tych smutnych wniosków, to przypominam sobie znów mojego Dżudżka. Ciężko pracował do śmierci i był facetem bez większego wykształcenia, ale miał w sobie wewnętrzny spokój. Nie dlatego, że niczego się nie bał i nic go nie martwiło.
Zgadzał się na rzeczywistość, bo doświadczenia nauczyły go, że walcząc o przyziemne sprawy, przegrywa się siebie. Że tłukąc się o coś niewiarygodnie ważnego, ale tak chwilowego, że się o tym później nie pamięta, z człowiekiem pozostaje jedynie poczucie straconego czasu i energii. Warto?
Miało być o starszych ludziach
Chciałem napisać o tym, że starsi ludzie są ważni, potrzebni i nie powinno się ich spychać na margines życia.
W planach miałem fantastyczny opis akcji społecznej programu TVN Uwaga - "Zauważeni".
Chciałem też zwrócić uwagę na tych, co powoli odchodzą, a walczyli o naszą wolność i żyli w zupełnie innych realiach, bo pięknie opowiadali o świecie w ramach projektu Most63.
Łezka się kręci w oku, gdy seniorzy próbują podpowiedzieć swoim dwudziestoletnim odpowiednikom, jak podejść do życia: Drogi Dwudziestoletni. I o nich też myślałem zabierając się do tego tekstu.
Jak widać - nic mi z tego nie wyszło.
Pozostaję z przeświadczeniem, że nie można mówić o czymś, czego się nie doświadczyło i próbować przekazać tę wiedzę osobom, które nie chcą słuchać. Słuchanie wcale nie warunkuje zrozumienia, ale jest wstępem do głębszego zastanowienia się na sobą. Pozwala złapać dystans do naszych arcy-ważnych-trudnych spraw i wyłuskać z nich te naprawdę istotne. Wbrew pozorom - starsi ludzie nie chcą nas uczyć i prowadzić. Oni swój czas na liderowanie zmianom mają za sobą. Wydaje się raczej, że chcą naprowadzać i można ich traktować jak nawigatorów albo radary wykrywające niebezpieczeństwa. W takim układzie sił naszym zadaniem jest stawanie się mądrymi kapitanami.
Ostatecznie każdy ma własny statek i... niech pływa po swojemu.